Ptaszku – czy jesteś klejnotem?
Wpisany przez Bogusław Bartosz   
sobota, 25 lipca 2020 13:48

Ptaszku – czy jesteś klejnotem? (cz.5)

O tak, w polskiej awifaunie uznaje się, że mamy trzy klejnoty, głównie ze względu na ubarwienie. Te pięknie ubarwione gatunki to: żołna, zimorodek, kraska. Opowiem o moim spotkaniu z żołną. Nie udało mi się do tej pory spotkać kraski – no cóż, ale to wszystko jest przede mną.


 

Historia spotkania z żołną zaczyna się bardzo dawno temu to znaczy w okresie mojego wczesnego dzieciństwa czyli jakieś 60 lat temu. Wtedy wakacje regularnie spędzałem nad Wisłokiem i pamiętam że kiedy kąpałem się w tej rzece pod skarpą, to właśnie w tej skarpie gniazda zakładały jaskółki i bardzo kolorowe ptaki. Wtedy jako pięciolatek nie wiedziałem że to Żołny.
Od tego momentu minęło ok. 17 lat czyli końcówka lat siedemdziesiątych. To ważny moment dla mnie, bo od tego czasu moja przygoda z ornitologią rozpoczęła się na poważnie. Jako młody ornitolog amator uganiałem się po lasach i łąkach aby zobaczyć jak najwięcej gatunków. Oczywiście w czasie wycieczek ornitologicznych zawsze miałem nadzieję, że zobaczę te nasze klejnoty. Zimorodka spotkałem dość szybko, bo to popularny gatunek nad jeziorami i górskimi rzekami. Natomiast żołna i kraska to rzadkość. Chociaż spędzając wakacje w Chorwacji lub w Toskanii widywałem żołny, to jednak w Polsce nie miałem okazji żołn zobaczyć. Aż tu nagle i niespodziewanie, bo po ponad 40 latach zobaczyłem żołny już jako „świadomy” ornitolog. Jak do tego doszło? Przypomniałem sobie dzieciństwo i tę skarpę z nieznanym wtedy gatunkiem. Nad Wisłok pojechałem w maju, to znaczy wtedy gdy żołny przylatują do nas z afrykańskich zimowisk. Pamiętałem, że do kąpieliska szło się drogą polną, która odchodziła od drogi głównej przy samotnej kapliczce, a kapliczka była obok dębu. Cała nadzieja w tej kapliczce jako punkt odniesienia do miejsca i czasu minionego. Odnalazłem kapliczkę, ale wszystko wyglądało inaczej. Dąb stał się ogromnym drzewem, kapliczka jakby mniejsza, wokół pełno domów, drogi do kąpieliska pod skarpą nie widać. Jedynie co pozostało z dawnych czasów to rzeka, to znaczy jest i płynie, ale tu znów obraz z dzieciństwa różni się od tego teraźniejszego, teraz rzeka jest jakby mniejsza i bardziej zarośnięta. Przeciskam się przez zarośla nad brzeg rzeki i staję przed... skarpą. Jej wysokość zdaje się mniejsza niż 40 lat temu bo wtedy ta skarpa była gigantyczna. Chyba wszyscy tak mają, że rozmiary dzieciństwa są większe. A wczesne dzieciństwo pamiętamy jak pojedyncze klatki filmu.
Co ciekawe skarpa nie jest zarośnięta i dobrze widoczna. Pewnie to efekt opadania ziemi po ciągłym podmywaniu przez nurt rzeki. Najważniejsze jest, że w ścianie skarpy widać otwory nor a w oddali słychać charakterystyczne głosy żołn. Wniosek: żołny rozpoczęły kopanie nor, w których zbudują gniazda. Dla mnie niewiarygodne jest to, że po 40 latach oczekiwania jest duża szansa zobaczyć żołnę w Polsce.


Czekam nad brzegiem i z ukrycia przez lornetkę obserwuję skarpę. Mija ok. pół godziny i nareszcie na samotnej gałęzi siada żołna z owadem w dziobie, za chwilę siada druga i ta pierwsza podaje owada tej drugiej. Czyli samiec zdobywa względy samiczki żeby ta zechciała zbudować z nim gniazdo w norce i złożyć tam jaja. To piękny widok tych bajecznie ubarwionych „rajskich” ptaków i to widok tak osobistego dla nich momentu. Warto było czekać te 40 lat i to dowód że marzenia się spełniają.


Robi się późno słońce zachodzi, na odchodne jeszcze jedna para siada na krzaku, który rośnie przy krawędzi skarpy. Postanawiam tu wrócić za trzy dni żeby uwiecznić zdjęciami to spełnione marzenie. Przez następne trzy dni pogoda fatalna cały czas pada deszcz. I wreszcie po piątym dniu wypogadza się. Jadę więc do mojej skarpy z dzieciństwa, tym razem z całym sprzętem foto. Stan wody dużo wyższy niż ostatnim razem. Siadam przy krzaku na krawędzi skarpy. I czekam zaledwie pięć minut i żołny dają festiwal pozowania, zachowują się tak jakby wiedziały, że pozują dla mnie. Jest walka o miejsce na patyku, jest ważka dla przyszłej żony, jest prezentacja upierzenia. I tak do wieczora.
A gdy się kończy dzień składam im hołd kłaniając się na odchodne. I cały jestem szczęśliwy bo marzenie spełniło się. Warto wracać do dzieciństwa.
Zbieram cały sprzęt i odchodzę jakieś 20 metrów, jeszcze oglądam się za siebie aby przywołać przyjemne chwile i ... w tym momencie krzak, przy którym siedziałem, a rósł przy krawędzi skarpy, osuwa się w dół. Wracam i widzę jak krzak odpływa z nurtem rzeki. Nie ma nor i tylko dwie pary żołn przeraźliwie krzyczą latając przy skarpie, której krawędź wpadła do wody na całej swojej długości. Odchodzę w smutku. Pozostaje nadzieja, że żołny znajdą nowe miejsce bo ta katastrofa wydarzyła się w początku okresu lęgowego. I strach pomyśleć co by się stało gdyby na gnieździe wysiadywały jaja lub były w trakcie karmienia piskląt.


Zamieszczając zdjęcia dzielę się z Wami tą przyjemną chwilą - Bogusław Bartosz


Poprawiony: sobota, 25 lipca 2020 14:07